Zum Inhalt springen

Dzień 4/Tag 4

Po śniadaniu rozpadało się na dobre.  Posortowaliśmy śmieci i w drogę. Kamping warty był ceny – 190 SEK – cisza, prysznice no i widoki, np. Widok Z Szufladnii:


Heute morgen wachten wir das erste mal unter bedecktem Himmel und mit leichtem Regen auf. Da blieb keine Zeit zum langen verweilen, wir müssen ja noch weiter gen Norden. Und so packten wir unsere sieben Sachen und auf geht’s auf die Strecke. Unterm Strich hat sich aber die Investition von 190 SEK für den stillen, beschaulichen und etwas abseits der E45 gelegenen Campingplatz gelohnt.

image

Zadanie na dziś: przejechać 200km w towarzystwie lekko śniętej ryby. Tu wyraźnie widać, że trzy karawany nie znalazły się w tej okolicy zupełnie przypadkowo – Surströmming – bo tak tubylcy na zwłoki śledzia w sosie własnym wołaja – śmierdzi smrodem pierwotnym. Smrodem, który potrafi skruszyć krę i wyprodukować zorzę polarną na przedmieściach Kairu i to o 12tej w południe. Nam udało się zdobyć ten lokalny przysmak w przydrożnym sklepiku ICA, wielka pucha wyłowiona z odmętów lodówy kosztowała 57 SEK – sprzedawczyni zareklamowała towar jako „świeżutki, z zeszłego roku“.


Die heutige Aufgabe zählt wohl zu den schwierigsten, oder wenigstens zu den, die man eindeutig in Erinnerung behält. Wir sollen heute die schwedische Spezialität, Surströmming, einen gährenden, in einer Dose eingelegten Fisch 200 km offen transportieren. Klingt einfach, für die, die den Duft, oder eher den Gestank dieser Köstlichkeit noch nicht vernommen haben. Da müssen wir aber durch. In einem lokalen ICA Markt sind wir dann fündig geworden, eine gelb rote Dose Surströmming, herausgeholt aus den Untiefen des Kühlschranks, hergestellt fast genau vor einem Jahr! Auf die Frage, ob man denn das noch essen kann, antwortete die Verkäuferin mit einem selbstverständlichen YES! Die Dose gab es dann für 57 SEK.

image

Bierzemy. W las, kosa w ruch, pucha buch, smród w natarciu, paw na ustach, komar na czole, akcja przyspiesza, drugi komar na policzku, śledź prawie na wolności, pobliskie zarośla uschły, deszcz zamienił się w grad, jest zdjęcie, Surströmming i stan licznika udokumentowany. 200km dalej na stacji benzynowej pozbyliśmy się problemu – smród towarzyszył nam jeszcze przez jakiś czas.

Wybraliśmy trasę przez Jokkmokk i Kirunę i dalej do Narviku Po drodze miasteczko Porjus nad jeziorem Akkajaure z najstarszą elektrownią wodną w Szwecji. Drogi E45 i E10 częściowo w przebudowie, tu i ówdzie brakowało asfaltu i tak turlaliśmy się naprzód. Kibicowały nam renifery, pojawił się śnieg i przepiękne krajobrazy parku narodowego Abisko:


Wir packten den Fisch ein und auf geht’s zu einem einsamen Platz im Wald, um die Dose aufzumachen. Nachdem wir den ersten Stich mit einem Messer durch die Dose gemacht haben, bereuten wir dies sofort. Es stank bestialisch! Nun gut, aber wir haben die Dose gekauft und jetzt müssen wir es durchziehen, ein erstes Foto von der geöffneten Dose und dem km-Zähler musste her. Die kommenden 200km kamen uns dann ewig vor. An einer Tankstelle in Jokkmokk versuchten wir dann unser Gefahrgut loszuwerden, aber zunächst ein weiteres Beweisfotos. Der Fisch roch noch etliche km nach.

Im weiteren Verlauf ging es dann über Kiruna nach Narvik. Unterwegs über den Damm des ältesten Wasserkraftwerks Schwedens in Porjus. Auf dem Inlandsvägen, wie die E45 auch genannt wird, wird zur Zeit ausgiebig gebaut, so mussten wir etliche Baustellen und Schotterstrecken bewältigen. Entschädigt würden wir dann von den schönen Landschaften des Nationalparks Abisko:

image

image

Ostatecznie przekroczyliśmy granicę w Riksgränsen i znaleźliśmy się w Norwegii. Norwegowie mają ciekawy system celny – limity na alkohole wysoko, średnio i nisko procentowe można przesuwać „w dół“. Np. limit na wino można wymienić na piwo, a limit na wyroby tytoniowe – na wino.

Narvik przywitał nas deszczem i budową sporego mostu nad fiordem Herjangs. Samo miasteczko leży na skałach schodzacych do fiordu, udało nam się odnaleźć drewniany kościół, jedno rondo oraz miejsce, z którego widać było panoramę miasteczka.


Heue haben wir auch die Grenze zu Norwegen in Riskgränsen überfahren. Die norwegischen Zollbestimmungen bieten eine lustige Besonderheit. Man kann die Begrenzungen der einfuhrmengen von starkem, mittlerem und Schwächen alkoholischen Getränken nach unten hin tauschen. Hat man beispielsweise keinen Wein dabei, so kann man entsprechend mehr Bier mitbringen. Für fehlende Tabakwaren kann man mehr Wein mitbringen, usw.

Zwar hatte sich das Wetter beim Grenzübertritt verbessert, jedoch hat uns Narvik dann wieder mit regen begrüßt. An der Einfahrt zur Stadt könnten wir die imposanten Pfeiler einer neuen Brücke bestaunen, die wohl nächstes Jahr den Weg über den Fjord drastisch verkürzen wird. Nachdem wir ein paar Runden durch das an einem Hang zum Fjord gelegene Narvik gedreht haben, steuerten wir die Lofoten an. 

image

Z Narviku dalej, na Lofoty. Miejsce na nocleg w strugach deszczu znaleźliśmy – a jakże – pod mostem.


Die heutige Übernachtungsmöglichkeit fanden wir dann im Regen auf einem Parkplatz unter einer Brücke am Beginn der Lofoten.

Fakty, mity i legendy:

  • dziś przejechaliśmy 820km
  • spalanie niepokojaco wysokie, 8,6l/100km
  • opuściliśmy Szwecję, jesteśmy w Norwegii
  • Surströmming śmierdzi
  • pada. Słońce podobno dało sobie spokój z zachodzeniem.
  • Spanie: hotel Bronek, Lofoty, pod jednym z mostów

Trasa:

  • Stroruman
  • Jokkmokk
  • Kiruna
  • Narvik
  • Evenskjer